środa, 30 stycznia 2013

KURATOR SŁUCHAJĄCY MIEJSCA – spotkanie z Agnieszką Tarasiuk


„Słuchanie miejsca” – to wyrażenie pojawiało się wielokrotnie w trakcie opowieści Agnieszki Tarasiuk o jej życiu zawodowym i niezwykłych miejscach, w jakich pracowała i pracuje obecnie. Jej praktyka kuratorska polega na generowaniu artystycznych sytuacji i wydarzeń zawsze w ścisłym połączeniu z kontekstem danego miejsca i charakterystyką związanej z nim grupy społecznej. Taką metodę pracy twórczej Tarasiuk wypracowała w oddalonym od dużych aglomeracji Domu Pracy Twórczej w Wigrach oraz w jednym z oddziałów stołecznego Muzeum Narodowego – Królikarni.

Tarasiuk skończyła studia malarskie na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, jednak szybko poczuła, że „wyrażanie siebie” poprzez sztukę nie jest interesującą ją drogą kariery. Bardziej niż pokazywanie moich „wewnętrznych sytuacji”, interesowała mnie rzeczywistość – powiedziała na zajęciach ART IN PRACTICE.  W czasie, kiedy ludzie z wielu stron Polski przenosili się do dynamicznie rozwijającej się Warszawy, Tarasiuk ruszyła… w przeciwnym kierunku.

ART IN PRACTICE - spotkanie z Agnieszką Tarasiuk (fot. K PICTURES)


Suknia baronowej

Już w pierwszym miejscu, w którym zaczęła działać – Domu Ludowym na Podlasiu – uwidoczniła wyraźnie cele i metody, które do dziś stosuje w swojej pracy animacyjnej i kuratorskiej. Podstawową kwestią jest dla niej zawsze nawiązanie kontaktu z zastaną społecznością – z szacunkiem do lokalnych zwyczajów czy estetyki. Kolejne zadanie stanowi dodawanie do istniejącego stanu rzeczy elementów nowych, np. sztuki. Ważną częścią strategii jest także sięganie do historii miejsca – traktowanie jej jako inspiracji do twórczego działania. Ten aspekt ma też wymiar czysto edukacyjny – często ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bogate i ciekawe są dawne dzieje zamieszkiwanej przez nich okolicy.

Przykładem akcji zorganizowanej przez Tarasiuk na Podlasiu było ożywienie historii zapuszczonego dworku w Hieronimowie – sprowadzenie do miejscowości potomkini jego dawnych właścicieli, „obudzenie” na krótki czas dworskiej i wykwintnej atmosfery, jaka towarzyszyła temu miejscu w przeszłości. Finałem tego mini-projektu było uszycie z pomocą projektantki Moniki Jakubiak sukien wzorowanych na kreacjach dawnych arystokratek, w których młode uczestniczki akcji wystąpiły przy akompaniamencie sprowadzonego specjalnie na tę okazję kwintetu smyczkowego. Przez takie właśnie „generowanie sytuacji” – jak nazywa proces Tarasiuk – w przestrzeni zapomnianej, zmarginalizowanej, zwróciło na nią uwagę Ministerstwo Kultury, które w 2009 roku poszukiwało nowego szefa Domu Pracy Twórczej w Wigrach.

Perła Suwalszczyzny

Po przyjęciu stanowiska, Tarasiuk z podlaskiej miejscowości przeniosła się w iście filmową scenerię. Wybudowany pod koniec XVII wieku klasztor kamedulski położony jest na malowniczym półwyspie, na niewielkim wzniesieniu. Charakteryzuje go masywna, paraobronna zabudowa. Nie pełnił on nigdy stricte warownej funkcji, miał jednak dominować swoją bryłą nad otaczającym krajobrazem, symbolizując siłę katolicyzmu i jego przewagę nad bardziej wówczas rozpowszechnioną w regionie religią protestancką. W kolejnych wiekach zaniedbany klasztor obrócił się w ruinę, a jego odbudowę rozpoczęto dopiero w latach 70. XX wieku. Komunistyczna „rewitalizacja” nadała zabudowie charakter spektakularnej, disnejowskiej scenografii. Założony w 1973 roku Dom Pracy Twórczej działał z czasem jako ekskluzywny dom wczasowy dla artystów. Tarasiuk zastała więc na miejscu najróżniejsze historie i pokłady energii, do których „przerabiania” natychmiast ochoczo się zabrała.

To miejsce przyciągało bardzo różnych gości, pracowaliśmy głównie w trzech dziedzinach – muzyki współczesnej, sztuk wizualnych i teatru – wspomina Tarasiuk. Jednym z jej pierwszych działań w Wigrach była organizacja koncertów współczesnej muzyki klasycznej. Odbywały się one w klasztorze, w pobliskich kościołach i okolicznych zabudowaniach. Tak powstała jedna z kulturalnych propozycji dla lokalnych mieszkańców, którzy zazwyczaj nie mieli możliwości, aby wybrać się do miejskiej filharmonii. Działalność Tarasiuk nie polegała jednak wyłącznie na sprowadzaniu z miasta „elitarnej” kultury. Staraliśmy się mieć dobry kontakt z miejscową społecznością, więc zajmowaliśmy się także np. lokalnym rzemiosłem – opowiadała kuratorka. Tarasiuk mobilizowała innych do poznawania otoczenia i jego historii, wyciągnięcia na wierzch tego, co najbardziej lokalne i dzięki temu – unikatowe. Zastana kultura była dla niej tak samo ważnym kapitałem, jak sztuka, którą sprowadzała do Wigrów z Warszawy i innych miast. Tak więc nie tylko „słuchanie miejsca”, ale także „wiara w siłę spotkania”, jak mówi sama Tarasiuk, motywowały ją do organizacji kolejnych projektów w Domu Pracy Twórczej. W sąsiadującej z nim restauracji chętnie urządzano wesela czy komunie – dzięki temu w Wigrach płynnie mieszały się środowiska artystyczne i grupy spoza świata sztuki; dla wszystkich starczało miejsca.

Klasztor w Wigrach (fot. Piotr Malczewski, źródło: Pokamedulski Klasztor w Wigrach)
Jednym z najważniejszych działań realizowanych w Wigrach przez Tarasiuk był program Galeria Sztuki Współczesnej dla Dzieci. Co miesiąc zapraszano do DPT artystów, którzy mieli za zadanie zaplanować projekt z wyznaczoną konkretną rolą miejscowej młodzieży. Generalnie, program łączył aspekty, które Tarasiuk z powodzeniem wykorzystała wcześniej na Podlasiu: energię grupy, historię miejsca  i interakcję pomiędzy sztuką a zastaną rzeczywistością oraz pomiędzy „przybyszem” z zewnątrz a lokalną społecznością. Do Wigrów zaczęli regularnie przyjeżdżać artyści. Jednym z nich był Maurycy Gomulicki, który z pomocą miejscowych mieszkańców wykonał piękną rzeźbę pt. „Perła”, nawiązującą do zwyczaju nazywania kamedulskiego klasztoru „perłą Suwalszczyzny”. To jest sytuacja unikalna, takiej sytuacji w ogóle nie ma, że gdzieś w totalnie pięknej przyrodzie, w otchłaniach prowincji dzieje się jakaś współczesna kulturamówił Gomulicki w trakcie uroczystego odsłonięcia rzeźby. Z kolei wizyta Huberta Czerepoka w Wigrach zaowocowała nietypowym „happeningiem”: artysta w towarzystwie dzieci i młodzieży zorganizował demonstrację, która była zwieńczeniem warsztatów zatytułowanych „Jaka jest wolność?”. Akcja odbywała się zupełnie na serio – maszerujący tłum nieletnich, z ręcznie wykonanymi transparentami, był nawet konwojowany przez policję. Tarasiuk opiekowała się nie tylko samym DPT, ale także wszystkimi elementami infrastruktury kompleksu: Zarządzałam tam żaglówkami, portem, wypożyczalnią kajaków, restauracją – było to o tyle ciekawe, że mogłam to wszystko wykorzystywać do artystycznych celów. Działania Julity Wójcik doprowadziły do powstania lokalnego strzeżonego kąpieliska. Pochód poprzedzający jego otwarcie przypominał procesję podczas Bożego Ciała. Tarasiuk wspomina, że wiele projektów realizowanych w Wigrach charakteryzowała podobna mieszanka lokalnej religijności i sztuki współczesnej. Ta ostatnia tworzona była w DPT dla bardzo wąskiej grupy ludzi, ale artyści mieli okazję tę publiczność dobrze poznać, wejść z nią w interakcję i „na żywo” śledzić oddziaływanie swoich koncepcji.

Akcja Julity Wójcik "Kąpielisko DPT Wigry" (fot. Radek Krupiński, źródło: Obieg)
Słuchanie Muzeum

Mimo aktywnej działalności Domu Pracy Twórczej, kamedulski klasztor wrócił pod zarząd Kościoła (rozmowy na ten temat trwały kilka lat). Była to pierwsza w powojennej historii Polski likwidacja ministerialnej instytucji kultury – opowiadała Tarasiuk. Po latach życia i pracy w oddaleniu od miasta, wróciła ona do stolicy, aby przyjąć stanowisko kuratorki w Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego, znanego szerzej jako Królikarnia.

Chociaż oddział warszawskiego Muzeum Narodowego był miejscem zgoła innym niż prowincjonalne ośrodki kulturalne, w których Tarasiuk pracowała wcześniej, jej główna strategia sprawdziła się również tutaj. Kuratorka i tym razem pilnie „wsłuchała się” w otoczenie – tak powstała jej pierwsza wystawa w Królikarni „Damy z pieskiem i małpką”. To była moja pierwsza reakcja na to miejsce – Muzeum Narodowe, Muzeum Rzeźb. Zrobiłam tę wystawę w trzy tygodnie. Koncepcja ekspozycji wyniknęła z jednej strony z historii samej Królikarni, ale też z zagłębienia się kuratorki w muzealne zbiory, o niewyobrażalnych dla wielu rozmiarach, które trafiły nagle pod jej opiekę. Wystawa odnosiła się do XVIII-wiecznej kultury dworskiej i frywolnej sztuki tamtych czasów. To nie jest wystawa o XVIII wieku, chociaż używamy XVIII-wiecznych zabytków z kolekcji Muzeum Narodowego. To bardziej wystawa o idei rokoka, idei dworskości, lekkości, erotyki pozbawionej poczucia winymówiła Tarasiuk w jednym z wywiadów. Zależało mi też, żeby pokazać przestrzeń Królikarni, podkreślić osie, pokazać, jak pada światło. Towarzyszący wystawie katalog był wydawniczym „cackiem”. Mini-książeczka wzorowana była na Almanachach Gotajskich w pięknie zdobionych jedwabnych obwolutach, które – jak mówi kuratorka – były rokokowymi „Wysokimi Obcasami”, prototypem dzisiejszej prasy kobiecej.

Królikarnia w Warszawie (źródło: Wiki)

Kolejna wystawa, a właściwie projekt muzealno-wystawienniczy, opowiadał o kolekcji i idei muzeum, idei gromadzenia, nawarstwiania się materii, historii i figur w często zaniedbanych muzealnych magazynach. Licząca 800 tysięcy eksponatów kolekcja MNW kryje w sobie wiele zapomnianych obiektów, które historycy sztuki zazwyczaj ignorują, przygotowując wystawy. Te „odrzuty” ciekawią i inspirują Tarasiuk: Czasem właśnie tak zwana zła sztuka jest świetnym materiałem do badań historycznych i socjologicznych. Czasem perwersyjnie ciągnie nas do kiczu i złego smaku, a po latach odkrywamy nowe znaczenie prac, które kiedyś wylądowałyby na muzealnym śmietniku.

Wystawy w Królikarni świetnie pokazują podejście Tarasiuk do kuratorowania: Staram się nie dzielić na sztukę dawną i obcą, nie wydaje mi się, że można rozumieć jedną lub drugą lepiej. Z powodzeniem sięga po kilkusetletnie eksponaty i zestawia je z pracami współczesnych artystów, wydobywając ze sztuki dawnej elementy właściwe współczesnej estetyce, a z nowoczesnych dzieł jakości właściwe sztuce sprzed wieków. Dlatego zdecydowałam się na pracę w muzeum – bardzo interesuje mnie praca z dawną sztuką, cieszy zwykła możliwość dotykania jej, a także poszukiwania linków między sztuką dawną a dzisiejszą. Tak też myślę o rozwoju kolekcji. Nie chcę walczyć z innymi instytucjami o gwiazdorskie prace, powstające dzisiaj. Wolę zapraszać ciekawych artystów do komentowania kolekcji, idei muzeum czy tego specyficznego miejsca – sielankowego wiejskiego pałacyku w środku Warszawy – tłumaczyła Tarasiuk.

Grupa odbiorców działań animowanych przez Tarasiuk w Wigrach była znacznie mniejsza niż liczba odwiedzających jej wystawy w Warszawie. Jednak te projekty były dla niej równie ważne, ponieważ ich przedmiotem – poza samą sztuką – stały się rzeczywiste relacje między zapraszanymi do współpracy artystami a lokalną społecznością. Były to sytuacje, w których oddziaływanie sztuki było namacalne, a ludzie czuli się jej współtwórcami.

W trakcie warsztatów wieńczących spotkanie w ramach ART IN PRACTICE, kuratorka postanowiła połączyć warszawskie i wigierskie doświadczenia, czyli działalność kuratorską i animacyjną. Zaprosiła uczestników do stworzenia tableaux vivants – żywych obrazów, będących metaforyczną ilustracją tego, co według Tarasiuk jest obecnie jednym z najbardziej interesujących obszarów rzeźby: działania wykorzystującego zapał ludzi, społeczne napięcia i energię miejsca. 

Tableaux vivant uczestników warsztatów ART IN PRACTICE (fot. K PICTURES)
Tekst: Marta Kabsch

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz