„Słuchanie miejsca” – to wyrażenie
pojawiało się wielokrotnie w trakcie opowieści Agnieszki Tarasiuk o jej życiu
zawodowym i niezwykłych miejscach, w jakich pracowała i pracuje obecnie. Jej praktyka
kuratorska polega na generowaniu artystycznych sytuacji i wydarzeń zawsze w
ścisłym połączeniu z kontekstem danego miejsca i charakterystyką związanej z
nim grupy społecznej. Taką metodę pracy twórczej Tarasiuk wypracowała w
oddalonym od dużych aglomeracji Domu Pracy Twórczej w Wigrach oraz w jednym z
oddziałów stołecznego Muzeum Narodowego – Królikarni.
Tarasiuk
skończyła studia malarskie na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, jednak
szybko poczuła, że „wyrażanie siebie” poprzez sztukę nie jest interesującą ją
drogą kariery. Bardziej niż pokazywanie
moich „wewnętrznych sytuacji”, interesowała mnie rzeczywistość –
powiedziała na zajęciach ART IN PRACTICE.
W czasie, kiedy ludzie z wielu stron Polski przenosili się do
dynamicznie rozwijającej się Warszawy, Tarasiuk ruszyła… w przeciwnym kierunku.
ART IN PRACTICE - spotkanie z Agnieszką Tarasiuk (fot. K PICTURES) |
Suknia baronowej
Już w
pierwszym miejscu, w którym zaczęła działać – Domu Ludowym na Podlasiu – uwidoczniła
wyraźnie cele i metody, które do dziś stosuje w swojej pracy animacyjnej i
kuratorskiej. Podstawową kwestią jest dla niej zawsze nawiązanie kontaktu z
zastaną społecznością – z szacunkiem do lokalnych zwyczajów czy estetyki.
Kolejne zadanie stanowi dodawanie do istniejącego stanu rzeczy elementów
nowych, np. sztuki. Ważną częścią strategii jest także sięganie do historii
miejsca – traktowanie jej jako inspiracji do twórczego działania. Ten aspekt ma
też wymiar czysto edukacyjny – często ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bogate
i ciekawe są dawne dzieje zamieszkiwanej przez nich okolicy.
Przykładem
akcji zorganizowanej przez Tarasiuk na Podlasiu było ożywienie historii
zapuszczonego dworku w Hieronimowie – sprowadzenie do miejscowości potomkini jego
dawnych właścicieli, „obudzenie” na krótki czas dworskiej i wykwintnej
atmosfery, jaka towarzyszyła temu miejscu w przeszłości. Finałem tego
mini-projektu było uszycie z pomocą projektantki Moniki Jakubiak sukien
wzorowanych na kreacjach dawnych arystokratek, w których młode uczestniczki
akcji wystąpiły przy akompaniamencie sprowadzonego specjalnie na tę okazję kwintetu
smyczkowego. Przez takie właśnie „generowanie sytuacji” – jak nazywa proces
Tarasiuk – w przestrzeni zapomnianej, zmarginalizowanej, zwróciło na nią uwagę
Ministerstwo Kultury, które w 2009 roku poszukiwało nowego szefa Domu Pracy
Twórczej w Wigrach.
Perła Suwalszczyzny
Po
przyjęciu stanowiska, Tarasiuk z podlaskiej miejscowości przeniosła się w iście
filmową scenerię. Wybudowany pod koniec XVII wieku klasztor kamedulski położony
jest na malowniczym półwyspie, na niewielkim wzniesieniu. Charakteryzuje go
masywna, paraobronna zabudowa. Nie pełnił on nigdy stricte warownej funkcji, miał
jednak dominować swoją bryłą nad otaczającym krajobrazem, symbolizując siłę
katolicyzmu i jego przewagę nad bardziej wówczas rozpowszechnioną w regionie religią
protestancką. W kolejnych wiekach zaniedbany klasztor obrócił się w ruinę, a
jego odbudowę rozpoczęto dopiero w latach 70. XX wieku. Komunistyczna
„rewitalizacja” nadała zabudowie charakter spektakularnej, disnejowskiej
scenografii. Założony w 1973 roku Dom Pracy Twórczej działał z czasem jako
ekskluzywny dom wczasowy dla artystów. Tarasiuk zastała więc na miejscu najróżniejsze
historie i pokłady energii, do których „przerabiania” natychmiast ochoczo się
zabrała.
To miejsce przyciągało bardzo
różnych gości, pracowaliśmy głównie w trzech dziedzinach – muzyki współczesnej,
sztuk wizualnych i teatru
– wspomina Tarasiuk. Jednym z jej pierwszych działań w Wigrach była organizacja
koncertów współczesnej muzyki klasycznej. Odbywały się one w klasztorze, w
pobliskich kościołach i okolicznych zabudowaniach. Tak powstała jedna z
kulturalnych propozycji dla lokalnych mieszkańców, którzy zazwyczaj nie mieli możliwości,
aby wybrać się do miejskiej filharmonii. Działalność Tarasiuk nie polegała
jednak wyłącznie na sprowadzaniu z miasta „elitarnej” kultury. Staraliśmy się mieć dobry kontakt z
miejscową społecznością, więc zajmowaliśmy się także np. lokalnym rzemiosłem
– opowiadała kuratorka. Tarasiuk mobilizowała innych do poznawania otoczenia i
jego historii, wyciągnięcia na wierzch tego, co najbardziej lokalne i dzięki
temu – unikatowe. Zastana kultura była dla niej tak samo ważnym kapitałem, jak
sztuka, którą sprowadzała do Wigrów z Warszawy i innych miast. Tak więc nie
tylko „słuchanie miejsca”, ale także „wiara w siłę spotkania”, jak mówi sama
Tarasiuk, motywowały ją do organizacji kolejnych projektów w Domu Pracy
Twórczej. W sąsiadującej z nim restauracji chętnie urządzano wesela czy komunie
– dzięki temu w Wigrach płynnie mieszały się środowiska artystyczne i grupy spoza
świata sztuki; dla wszystkich starczało miejsca.
Klasztor w Wigrach (fot. Piotr Malczewski, źródło: Pokamedulski Klasztor w Wigrach) |
Jednym z
najważniejszych działań realizowanych w Wigrach przez Tarasiuk był program
Galeria Sztuki Współczesnej dla Dzieci. Co miesiąc zapraszano do DPT artystów,
którzy mieli za zadanie zaplanować projekt z wyznaczoną konkretną rolą miejscowej
młodzieży. Generalnie, program łączył aspekty, które Tarasiuk z powodzeniem
wykorzystała wcześniej na Podlasiu: energię grupy, historię miejsca i interakcję pomiędzy sztuką a zastaną
rzeczywistością oraz pomiędzy „przybyszem” z zewnątrz a lokalną społecznością.
Do Wigrów zaczęli regularnie przyjeżdżać artyści. Jednym z nich był Maurycy
Gomulicki, który z pomocą miejscowych mieszkańców wykonał piękną rzeźbę pt. „Perła”,
nawiązującą do zwyczaju nazywania kamedulskiego klasztoru „perłą
Suwalszczyzny”. To jest sytuacja
unikalna, takiej sytuacji w ogóle nie ma, że gdzieś w totalnie pięknej
przyrodzie, w otchłaniach prowincji dzieje się jakaś współczesna kultura –
mówił Gomulicki w trakcie uroczystego odsłonięcia rzeźby.
Z kolei wizyta Huberta Czerepoka w Wigrach zaowocowała nietypowym
„happeningiem”: artysta w towarzystwie dzieci i młodzieży zorganizował
demonstrację, która była zwieńczeniem warsztatów zatytułowanych „Jaka jest
wolność?”. Akcja odbywała się zupełnie na serio – maszerujący tłum nieletnich, z
ręcznie wykonanymi transparentami, był nawet konwojowany przez policję. Tarasiuk
opiekowała się nie tylko samym DPT, ale także wszystkimi elementami
infrastruktury kompleksu: Zarządzałam tam
żaglówkami, portem, wypożyczalnią kajaków, restauracją – było to o tyle
ciekawe, że mogłam to wszystko wykorzystywać do artystycznych celów. Działania
Julity Wójcik doprowadziły do powstania lokalnego strzeżonego kąpieliska.
Pochód poprzedzający jego otwarcie przypominał procesję podczas Bożego Ciała.
Tarasiuk wspomina, że wiele projektów realizowanych w Wigrach charakteryzowała
podobna mieszanka lokalnej religijności i sztuki współczesnej. Ta ostatnia
tworzona była w DPT dla bardzo wąskiej grupy ludzi, ale artyści mieli okazję tę
publiczność dobrze poznać, wejść z nią w interakcję i „na żywo” śledzić
oddziaływanie swoich koncepcji.
Akcja Julity Wójcik "Kąpielisko DPT Wigry" (fot. Radek Krupiński, źródło: Obieg) |
Słuchanie Muzeum
Mimo
aktywnej działalności Domu Pracy Twórczej, kamedulski klasztor wrócił pod
zarząd Kościoła (rozmowy na ten temat trwały kilka lat). Była to pierwsza w powojennej historii Polski likwidacja ministerialnej
instytucji kultury – opowiadała Tarasiuk. Po latach życia i pracy w
oddaleniu od miasta, wróciła ona do stolicy, aby przyjąć stanowisko kuratorki w
Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego, znanego szerzej jako Królikarnia.
Chociaż
oddział warszawskiego Muzeum Narodowego był miejscem zgoła innym niż
prowincjonalne ośrodki kulturalne, w których Tarasiuk pracowała wcześniej, jej
główna strategia sprawdziła się również tutaj. Kuratorka i tym razem pilnie
„wsłuchała się” w otoczenie – tak powstała jej pierwsza wystawa w Królikarni „Damy
z pieskiem i małpką”. To była moja
pierwsza reakcja na to miejsce – Muzeum Narodowe, Muzeum Rzeźb. Zrobiłam tę
wystawę w trzy tygodnie. Koncepcja ekspozycji wyniknęła z jednej strony z historii
samej Królikarni, ale też z zagłębienia się kuratorki w muzealne zbiory, o niewyobrażalnych
dla wielu rozmiarach, które trafiły nagle pod jej opiekę. Wystawa odnosiła się
do XVIII-wiecznej kultury dworskiej i frywolnej sztuki tamtych czasów. To nie jest wystawa o XVIII wieku, chociaż
używamy XVIII-wiecznych zabytków z kolekcji Muzeum Narodowego. To bardziej
wystawa o idei rokoka, idei dworskości, lekkości, erotyki pozbawionej poczucia
winy – mówiła Tarasiuk w jednym z wywiadów.
Zależało mi też, żeby pokazać przestrzeń
Królikarni, podkreślić osie, pokazać, jak pada światło. Towarzyszący
wystawie katalog był wydawniczym „cackiem”. Mini-książeczka wzorowana była na Almanachach
Gotajskich w pięknie zdobionych jedwabnych obwolutach, które – jak mówi
kuratorka – były rokokowymi „Wysokimi Obcasami”, prototypem dzisiejszej prasy
kobiecej.
Królikarnia w Warszawie (źródło: Wiki) |
Kolejna
wystawa, a właściwie projekt muzealno-wystawienniczy, opowiadał o kolekcji i
idei muzeum, idei gromadzenia, nawarstwiania się materii, historii i figur w
często zaniedbanych muzealnych magazynach. Licząca 800 tysięcy eksponatów
kolekcja MNW kryje w sobie wiele zapomnianych obiektów, które historycy sztuki zazwyczaj
ignorują, przygotowując wystawy. Te „odrzuty” ciekawią i inspirują Tarasiuk: Czasem właśnie tak zwana zła sztuka jest
świetnym materiałem do badań historycznych i socjologicznych. Czasem
perwersyjnie ciągnie nas do kiczu i złego smaku, a po latach odkrywamy nowe
znaczenie prac, które kiedyś wylądowałyby na muzealnym śmietniku.
Wystawy
w Królikarni świetnie pokazują podejście Tarasiuk do kuratorowania: Staram się nie dzielić na sztukę dawną i
obcą, nie wydaje mi się, że można rozumieć jedną lub drugą lepiej. Z
powodzeniem sięga po kilkusetletnie eksponaty i zestawia je z pracami współczesnych
artystów, wydobywając ze sztuki dawnej elementy właściwe współczesnej estetyce,
a z nowoczesnych dzieł jakości właściwe sztuce sprzed wieków. Dlatego zdecydowałam się na pracę w muzeum –
bardzo interesuje mnie praca z dawną sztuką, cieszy zwykła możliwość dotykania
jej, a także poszukiwania linków między sztuką dawną a dzisiejszą. Tak też
myślę o rozwoju kolekcji. Nie chcę walczyć z innymi instytucjami o gwiazdorskie
prace, powstające dzisiaj. Wolę zapraszać ciekawych artystów do komentowania
kolekcji, idei muzeum czy tego specyficznego miejsca – sielankowego wiejskiego
pałacyku w środku Warszawy – tłumaczyła Tarasiuk.
Grupa
odbiorców działań animowanych przez Tarasiuk w Wigrach była znacznie mniejsza
niż liczba odwiedzających jej wystawy w Warszawie. Jednak te projekty były dla
niej równie ważne, ponieważ ich przedmiotem – poza samą sztuką – stały się rzeczywiste
relacje między zapraszanymi do współpracy artystami a lokalną społecznością.
Były to sytuacje, w których oddziaływanie sztuki było namacalne, a ludzie czuli
się jej współtwórcami.
W
trakcie warsztatów wieńczących spotkanie w ramach ART IN PRACTICE, kuratorka
postanowiła połączyć warszawskie i wigierskie doświadczenia, czyli działalność
kuratorską i animacyjną. Zaprosiła uczestników do stworzenia tableaux vivants – żywych obrazów,
będących metaforyczną ilustracją tego, co według Tarasiuk jest obecnie jednym z
najbardziej interesujących obszarów rzeźby: działania wykorzystującego zapał
ludzi, społeczne napięcia i energię miejsca.
Tableaux vivant uczestników warsztatów ART IN PRACTICE (fot. K PICTURES) |
Tekst: Marta Kabsch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz