Do pracy w kulturze
potrzeba dużo determinacji i mocnych nerwów – taki morał mogli wysnuć uczestnicy
spotkania z Bogną Świątkowską – najpraktyczniejszą z praktyków polskiej
kultury, która poprowadziła pierwsze zajęcia z cyklu Art in Practice.
Bogny Świątkowskiej raczej nikomu związanemu z kulturą
przedstawiać nie trzeba. W jej biogramach na rozmaitych portalach internetowych
określa się ją jako „promotorkę” i „propagatorkę” kultury. Nie mam wykształcenia, które „uprawniałoby” mnie do pracy w obszarze
kultury – opowiadała w trakcie spotkania
– nie skończyłam żadnych studiów, tym bardziej studiów związanych ze sztuką.
Wobec czego całe moje działanie jest oparte na entuzjazmie i autentycznym
zainteresowaniu kulturą, nie jako oderwanym od rzeczywistości polem
wyizolowanym w przestrzeni galerii, ale kulturą rozumianą szeroko – jako efekt
działania człowieka tworzącego cywilizację, kulturą rozumianą jako całość
zachowań człowieka w życiu społecznym. Jak w praktyce wygląda „profesja”
Bogny Świątkowskiej najlepiej można zrozumieć, śledząc historię założonej przez
nią Fundacji Nowej Kultury Bęc Zmiana. Bęc Zmiana znana jest przede wszystkim z
działań w obszarze sztuki współczesnej, w szczególności tej, której ambicją
jest przeobrażanie miasta. Poza realizacją licznych projektów w przestrzeni
publicznej, wydaje magazyn „notes.na.6.tygodni”, opisujący bieżące wydarzenia
artystyczne oraz podejmujący tematykę szeroko rozumianej kultury miejskiej.
Bogna Świątkowska na pierwszym spotkaniu z cyklu ART IN PRACTICE w galerii Art Stations |
Małe dużego początki
Na przykładzie Bęc Zmiany Bogna opowiedziała uczestnikom,
jak mogą wyglądać początki niezależnej kulturalnej instytucji. Czasami wystarczy
mini-projekt, drobna interwencja – w przypadku Bęca była to ławka-pętelka postawiona
obok Pałacu Kultury i Nauki. Małe
nakłady, mała skala – być może to jest to, co odpowiada w tej chwili waszym
możliwościom, a co jednocześnie da wam swobodę działania – sugerowała
uczestnikom. Dla Świątkowskiej motywacją do aktywności na polu kultury stała
się chęć ulepszania przestrzeni miejskiej. Ławka była początkiem długofalowego
projektu „Nowy Dizajn Miejski”, a kolejne działania odbywały się na coraz
większą skalę, przy coraz większych budżetach i w coraz liczniejszych miejscach.
Jest to tylko jeden z wielu przykładów „bęcowych” interwencji miejskich przeprowadzonych
na przestrzeni ostatnich 10 lat.
Bogna próbowała udowodnić, że miasto samo „proponuje”
możliwości i kierunki działań – czeka tylko na uważnego i wyczulonego
obserwatora. Jako przykłady podała m.in. grupę warszawiaków, która z własnej
inicjatywy zajęła się odrestaurowaniem zniszczonych neonów w stolicy. Bogna
zaprezentowała kilka wykonanych tego samego dnia zdjęć neonów w Poznaniu –
zdezelowanych, szpecących jedną z głównych ulic w centrum. Ten drobny, pozornie
niezauważalny w trakcie codziennego przemierzania miasta element, składa się na
cały zasób czynników wyraźnie obniżających estetyczną atrakcyjność miasta, a
tym samym jakość i przyjemność przebywania w nim. Inną przywołaną przez Bognę warszawską
inicjatywą kulturalną były organizowane przez lokalnych zapaleńców-przewodników
przechadzki po mieście. Z podobnych drobnych obywatelskich gestów mogą zrodzić
się instytucje, fundacje, stowarzyszenia.
Kulturalne finanse
Większe projekty wymagają już nie tylko pasji i dobrych
chęci, ale także poważniejszych funduszy, strategii i promocji. O tym, że praca
w instytucjach związanych z kulturą nie wiąże się jedynie z twórczym
działaniem, burzami mózgów i współpracą z artystami, wielu studentów i
absolwentów u początków kariery nie zdaje sobie do końca sprawy. Niezależne
podmioty kulturalne muszą się „napocić” bardziej niż państwowe muzea, aby pozyskać
środki na realizację swoich projektów. A to wiąże się np. z godzinami
spędzonymi na wypełnianiu wielostronicowych wniosków.
Chociaż o środkach finansowania pozarządowych instytucji
mówi się obecnie wiele, jednak w dalszym ciągu zarówno sam temat, jak i
procedury z nim związane, dla wielu są przerażającym obszarem, na który boją
się wkroczyć. Bogna przekonywała, że w tej sferze zmiany w Polsce idą ku
lepszemu. Instytucje przyznające granty m.in. na realizację projektów
kulturalnych w ciągu ostatnich lat dołożyły starań, aby możliwie jasno
komunikować się z aplikantami. Formularze wniosków na stronach internetowych
urzędów czy Ministerstwa Kultury zaopatrzone są często we wzory pomocne przy
ich wypełnianiu. Dalsze wątpliwości początkujący „łowca grantów” może rozwiać
telefonując do urzędu pod numer podany na stronach dotyczących dotacji.
Korzystanie z pozornie oczywistego źródła finansowania projektów, czyli
funduszy europejskich, Bogna stanowczo odradzała. Pieniądze europejskie
zmieniają was w biurokratę. W 2006 roku wnioskowaliśmy o grant wysokości 250
tysięcy euro. Wysłaliśmy prawie trzykilogramową aplikację! Jeżeli chcecie
tworzyć kulturę, jeżeli uważacie, że chcecie wspierać działalność kulturalną intelektualną, a nie chcieliście nigdy
studiować księgowości, nie kochacie Excela i generalnie praca w biurze wymóżdża
was, to nie są to pieniądze dla was! Czego jeszcze według Bogny musi nauczyć się młody promotor
kultury?
Pierwsze spotkanie z cyklu ART IN PRACTICE w galerii Art Stations |
Urzędnik też człowiek
Przede wszystkim wyszukiwania informacji. Ta – wydawałoby
się – oczywista umiejętność jest nie do przecenienia na każdym polu pracy
animatora. Odnalezienie pełnych informacji o programach grantowych, nazwiska
urzędnika odpowiedzialnego za decyzje dotyczące przestrzeni miejskiej, kontaktu
do dziennikarza kulturalnego lokalnej gazety – taka wiedza, niezbędna w codziennej
pracy, dostępna jest w internecie i prasie, należy tylko umiejętnie i sprawnie
do niej dotrzeć.
Przeszkodą w realizacji projektów często okazuje się według
Bogny nieumiejętność skonstruowania pisma. Niezależnie, czy korespondencja
dotyczy zgód wymaganych np. do stworzenia działania w przestrzeni miejskiej czy
propozycji współpracy sponsorskiej, wystarczy trzymać się prostych zasad. Wiele
inicjatyw przepada przez prozaiczne błędy, np. brak adresu zwrotnego w korespondencji.
Kluczem jest też rzeczowa i zwięzła prezentacja projektu – rozwlekłe pisma mogą
zwyczajnie adresata naszej prośby odstraszyć.
Przy pracy biorącej na warsztat tkankę miejską szczególnie
istotne okazuje się umiejętne nawiązywanie kontaktów z urzędnikami. Jaka jest
recepta Bogny na ten (pozornie!) trudny aspekt jej działalności? Przede wszystkim widzimy w urzędniku
człowieka. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka spotykam osobę, która jest
„nieczuła” na moją propozycję, to jeśli nie zajdzie jakieś fatalne
nieporozumienie i nie zaczniemy się do siebie wrogo odzywać, rozmowa powinna
przebiegać dość płynnie. Traktując urzędnika z szacunkiem, szybko zyskacie jego
przychylność. Wtedy też zobaczycie, że często to nie on przeszkadza wam coś
robić, tylko że na przykład ograniczają go przepisy.
Sztuka sprzężona z miastem wymaga także znajomości realiów
lokalnych: orientacji w bieżących wydarzeniach, zmianach na stanowiskach
urzędniczych, wrażliwości na specyfikę miejsca, w którym zamierzamy podjąć
działanie. Prowadząca zauważyła, że kilka świetnych inicjatyw kulturalnych nie odniosło
sukcesu ze względu na nieprzemyślany wybór miejsca realizacji (np. outdoorowe
kluby zlokalizowane zbyt blisko budynków mieszkalnych). Analiza konsekwencji
działania w określonym miejscu jest niezbędna w planowaniu projektów w
przestrzeni publicznej. Dostrzeżenie potrzeb danej społeczności lokalnej i
świadome wpisanie ich w nasze pomysły i strategię jest kluczowe dla powodzenia
inicjatywy.
Na koniec Bogna wspomniała o chyba najważniejszym aspekcie swojej pracy: w gąszczu „papierologii”, przy frustracjach administracyjno-finansowych, animator kultury nie może zapomnieć, że w centrum jego działania jest sztuka i artysta. To sztuka jest motywacją i celem jednocześnie – taka świadomość wzmacnia wiarygodność i skuteczność także tych wszystkich mniej wdzięcznych i mniej „artystycznych” elementów pracy. Praca w kulturze nie jest dla mnie pracą – mówiła Bogna. Nie jest dla mnie pracą, od której mogę się mentalnie uwolnić. Kiedyś obejrzałam bardzo drastyczny film, który pokazuje, czym tak naprawdę jest to „ukąszenie kulturą”. Jest to zrobiony przez BBC film przyrodniczy o pewnym rodzaju grzyba, który atakuje mrówki (i zresztą inne owady także), zmieniając ich wolę. Kiedy zarodek takiego grzyba trafi na ciało mrówki, przedostaje się do jej mózgu i każe jej robić rzeczy, których żadna inna normalna mrówka w społeczeństwie nie robi: każe jej wejść na drzewo! Na tym drzewie ten grzyb rośnie i wykańcza biedną mrówkę. Sam wspaniale się rozwijając, opada zarodnikami na kolejne pokolenia mrówek. To jest idealny opis działania kultury i sztuki! Bardzo mnie ten film poruszył, bo zrozumiałam, co się ze mną stało.
tekst: Marta Kabsch
Pierwsze spotkanie z cyklu ART IN PRACTICE odbyło się w galerii Art Stations 23 października 2012 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz